Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Goro z miasteczka Warszawa - Bemowo. Mam przejechane 34282.31 kilometrów w tym 6969.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 22.64 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.
2015 button stats bikestats.pl 2014 button stats bikestats.pl 2013 button stats bikestats.pl 2012 button stats bikestats.pl 2011 button stats bikestats.pl 2010 button stats bikestats.pl 2009 button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Goro.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w miesiącu

Październik, 2010

Dystans całkowity:545.37 km (w terenie 215.00 km; 39.42%)
Czas w ruchu:25:36
Średnia prędkość:21.30 km/h
Maksymalna prędkość:58.00 km/h
Liczba aktywności:4
Średnio na aktywność:136.34 km i 6h 24m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
89.12 km 5.00 km teren
03:45 h 23.77 km/h:
Maks. pr.:51.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

cmentarna pętla

Niedziela, 31 października 2010 · dodano: 04.11.2010 | Komentarze 2

Tym razem sam. Pogoda zapowiadała się rewelacyjna, więc żal nie skorzystać. Tak jak w ubiegłym roku postanowiłem odwiedzić dwa cmentarze na rowerze. Z domu pojechałem na ulicę Powązkowską, gdzie zaczyna się nowa trasa S8. Nowym asfaltem dojechałem do ulicy Połczyńskiej. Dokładnie 9 km prawie skończonej, 3 pasmowej trasy. Na końcu ścignęli mnie jacyś ochroniarze, ale po krótkim wyjaśnieniu pojechałem dalej. Ulicą Połczyńską dojechałem do Cmentarza Wolskiego. Tam krótka przejażdżka po alejkach ku zdziwieniu ludzi. Dalej pojechałem przez centrum, ulicą Tamka do Mostu Świętokrzyskiego, a potem Grochowską do ulicy Korkowej i dalej do Wesołej. W Wesołej kolejne wizyta na cmentarzu. Dalej przez Zielonkę, Marki, Białołękę do domu. Trasa głównie asfaltami, ale bardzo przyjemna. Rano zimno, ale po koniec wręcz za gorąco. To chyba ostatni taki ładny weekend w tym roku ;-(
Kategoria weekend


Dane wyjazdu:
200.32 km 100.00 km teren
10:01 h 20.00 km/h:
Maks. pr.:46.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

40 Harpagan - Kościerzyna

Sobota, 16 października 2010 · dodano: 18.10.2010 | Komentarze 5

Ukoronowaniem sezonu miał być jesienny, jubileuszowy 40 Harpagan. Jak zwykle jedziemy razem z Niewe (to już nasz 3 Harp). Na początku straszyła nas pogoda. Od tygodnia wertowaliśmy prognozy, które zmieniały się jak w kalejdoskopie. Najbardziej obawialiśmy się zapowiadanego deszczu. Jak się okazało, wszystkie prognozy nie sprawdziły się i cały dystans przejechaliśmy suchą stopą (poza jednym wyjątkiem, ale o tym później), a nawet z okresowymi przejaśnieniami.
Na miejsce dojeżdżamy ok. 21. Wizyta w bazie, szybka rejestracja i odbiór pakietu startowego. Potem do hotelu, który był ze 200 metrów od startu ;). Po zameldowaniu i wniesieniu sprzętów, nie odmówiliśmy sobie kawałka pizzy i piwka w knajpce tuż naprzeciwko naszego hotelu. Później prawie do pierwszej w nocy szykowaliśmy siebie, sprzęt i prowiant.
Na start dojeżdżamy minutę przed rozdaniem map. Nawet ciepło, bezwietrznie i bez mrozu. Rozkminiamy mapę, Niewe rysuje trase flamastrem i ruszamy na pierwszy PK. Obieramy wariant północny.

1. PK 15 (51:11 minut) – parking leśny
Mamy trochę kłopotów żeby wyjechać z Kościerzyny, ale szybko obieramy odpowiedni kierunek. Dalej szybko asfaltem na północ. Hurtowo wyprzedamy tych co odjechali trochę wcześniej. Pomimo szybkiego tempa dziwią nas masy ludzi, którzy zjeżdżają już z PK15. Tuż przed lasem skucha, za wcześniej skręcamy i całą przewagę tracimy. Wpadamy na punkt i tak jak się umówiliśmy klikamy i jedziemy dalej.

2. PK 19 (82:18 min) – dawna baza wojskowa
Szybko i sprawnie odnajdujemy kolejny PK. Droga mija szybko w dużej grupie innych Harpów. Tak szybko odbiłem się na punkcie, że Niewe mnie nie zauważył ;)

3. PK 5 (110:40 min) – przepust
Nie pamiętam :)

4. PK 16 (189:51 min) – cypel, brak mostu
Szybko kierujemy się do szosy, gdzie przelatujemy w kierunku PK 16. Ktoś na starcie powiedział, żeby atakować od południa i tak zrobiliśmy. Przez lasy, pola i gospodarstwo udaje nam się dojechać na cypel. No i oczywiście skucha. PK jest po drugiej stronie ;( Niewe nie wiele myśląc krzyczy zdejmuj buty idziemy. Pomyślałem, że po takiej kąpieli nie rozgrzeje nóg do samej mety. No cóż, ale trzeba działać. Rozbieramy się i wskazujemy do wody. Głębokość – hmm jak dla mnie do połowy ud. Niewe pierwszy wchodzi na brzeg, a tu sędzia mówi, że musi być z rowerem. Fak, forfiter jeden. No i zaczęliśmy przenosić rowery, wte i wewte, ale PK zdobyty ;)

5. PK 18 (287: 28 min) – przy przepuście
Na kolejny punkt jedziemy od północy. Jedziemy szosą, ale pagórkowaty teren nie ułatwia zadania. No i tutaj chyba największa strata czasowa. Kręciliśmy się w kółko szmat czasu. Dwa razy pokonywaliśmy wzniesieni i górę objechaliśmy w kółko. W końcu za drugim razem udało się zdobyć kolejny punkt.

6. PK 12 (349:32 min) – górka
Przez bytów jedziemy na drugą stronę szosy. Nawigacyjnie nie było problemów. Górka okazał się niewysoka, ale za to bardzo wietrzna. Szybko marzniemy i po odbiciu się i małej konsumpcji jedziemy dalej.

7. PK 6 (393:39 min) – mostek
Dosyć szybko i łatwo docieramy do kolejnego pk. Łatwa nawigacja i łatwa droga. Szybko i na temat.

8. PK 20 (457:06 min) – skrzyżowanie
Teraz zaczęła się dla nas najcięższa część trasy. Wjeżdżamy w lasy, które są cholernie piaszczyste. Czuć już dystans, a my cały czas przez las piaskową drogą. Nie wiem jak Niewe znalazł ten punkt, ale był on nieźle schowany.

9. PK 17 (587:06 min) – punkt widokowy, górka
Z PK 20 chcieliśmy jechać na PK 4. Źle zaczął się wyjazd z ostatniego punktu. Gdzieś prze pola z przełaj docieramy do wsi. Potem to już nieskończona ilość km w lesie oczywiście po piachu. Na koniec, jak dojechaliśmy do szosy, PK4 zostawiliśmy gdzieś za plecami. Jak się zorientowaliśmy gdzie jesteśmy, to już nie było sensu wracać. Atakujemy PK 17. Dosyć łatwo znaleźliśmy ten punkt, na który trzeba było wdrapać się wraz z rowerem. Nawet udało się podjechać do końca. Zjazd nam nie wychodzi. Zamiast na północ jedziemy an południe. Nawrotka i jedziemy w kierunku PK 14.

10. PK 14 (628:29 min) – pole biwakowe.
Powoli robi się krucho z czasem. Atakujemy PK 14, który okazał się szybki i łatwy nawigacyjnie. Miały być jakieś kiełbaski, ale już nic nie zostało.

11. PK 11 (674:11 min) – parking leśny
Z braku czasu opuszamy PK 8. Lecimy szybko do jedenastki. Na szczęście jest twardo i szybko. Punkt zdobyty szybko i łatwo.

Niewe liczy jeszcze na PK 7, ale opuszamy i kierujemy się na metę. Jesteśmy 10 minut przed czasem. UFF w końcu koniec. Ujechani jak konie po westernie robimy małe zakupy na rynku i udajemy się do hotelu.

Wynik nienajgorszy, ale liczyliśmy chyba na więcej punktów. Jeden z celów jednak został osiągnięty – przejechanie 200 km co nam się udało dosłownie o włos (w żaden sposób nie było to wyreżyserowane ;). Dodam, że pobiłem swoją życiówkę i musiałem zrobić nowa kategorię na BS (>200). Teraz zaczynamy już odliczanie do wiosennego 41 Harpa.
Kategoria >100, >200, zawody


Dane wyjazdu:
146.57 km 50.00 km teren
06:56 h 21.14 km/h:
Maks. pr.:58.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Szczepionka 2010

Niedziela, 10 października 2010 · dodano: 12.10.2010 | Komentarze 0

Tradycji stało się zadość. Tak jak przez ostatnie 2 lata, tak i w tym roku trzeba było się zaszczepić. Jak zwykle organizator to Prunio. Tym razem zbiórka na Ursynowie. W związku z nadchodzącym Harpaganem, decydujemy z Niewe jechać na kołach. Zbiórka w połowie drogi przy Olimpii i dalej razem przez Mokotów na Ursynów. Stawiamy się punktualnie. O dziwo wszyscy już są, poza Pawłem i Szwagrem. Szkoda, że nie pojechali. Rano zimno, ale z każdą chwilą słońce coraz wyżej. Spokojnym tempem ruszamy przez Kabaty do Czerska. Tempo wycieczkowe, co sprzyja rozmową i podziwianiem widoków. Organizator tak zaplanował trasę, że do samego Czerska prawie zero asfaltów. Bez większych przestojów osiągamy cel. Na dojeździe do zamku jedziemy przez sady, gdzie każdy kosztuje pysznych jabłek. Już na samym zamku mały popas.
Czersk © Goro

Później powrót wzdłuż Wisły, przez Konstancin Jeziorna na Kabaty. Sama Szczepionka wyniosła 85 km, ale trzeba jeszcze wrócić do domu. Z Niewe ustalamy, że jedziemy pod rurę na piwko i coś przekąsić. Ścieżkami dojeżdżamy do Wisły i dalej bulwarami pełnymi ludźmi jedziemy do Mostu Gdańskiego. Pod rurą zonk – nieczynne. Przemieszczamy się więc kawałek dalej do Starego Młyna. Tam piwko i pyszne oscypki. Potem Grotem do domu. O dziwo im bliżej domu tym jechało mi się szybciej i lepiej. Generalnie dystans mnie nie zabił, co dobrze wróży przed Harpem ;)
Kategoria >100, weekend


Dane wyjazdu:
109.36 km 60.00 km teren
04:54 h 22.32 km/h:
Maks. pr.:45.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Łomianki - Epilog Mazovii

Niedziela, 3 października 2010 · dodano: 04.10.2010 | Komentarze 1

Niewe namówił mnie na Epilog. Pogoda za oknem jak drut to żal nie pojeździć sobie. Zarejestrowałem się w sobotę. W niedzielę z rana na kołach do Łomianek. Oczywiście przez budowę mostu północnego dojazd utrudniony. Na miejscu zdziwko. Myślałem, że start będzie przy słynnym Małym Białym Domku, a tu na drugim końcu drogi, pod samą trasą gdańską. Miałem sporo czasu, więc podjechałem jeszcze do biura zawodów po szybkozłączki do numeru (jak nigdy nie wziąłem swoich). Jednak skucha - nie ma. No i co dalej. Jednak obok leżało jakieś puedełko ze znalezionymi numerami na plecy i tam był agrafki. Buchnąłem szybko 3 sztuki i zainstalowałem numer jak trzeba. W sektorze spotykam Niewe. Starujemy razem, bo połączyli nasze sektory. Początek szybki i trochę za szybki jak dla mnie. Niewe poleciał pierwszy, ale po jakimś czasie dogoniłem go.
singiel © Goro

Jednak nie odpuścił i gdzie w drodze na Rostokę wyprzedził mnie. Długo miałem go w zasięgu wzroku, ale ukształtowanie terenu i singiel nie pozwoliły na odrobienie straty. W Rostoce lekki kryzys. Dupę mi wytrzęsło i trochę się zmęczyłem tymi interwałami. Jednak po kilku prostszych odcinkach i uzupełnieniu płynów moc wórciła. Na wertepach przed Truskawiem zacząłem wyprzedać. Zaraz za Truskawiem zobaczyłem Niewe i już go nie spóściłem z oczu. Wyprzedziłem go ok 10 km przed metą. Chwile jedziemy razem, łapiemy się nawet w jakiś pociąg, który przez chwile prowadziła kobitka - ale wstyd ;) Dalej już prosto do mety. Przed meta odwracam się, ale jestem sam.
Łomianki © Goro

Bezpiecznie mijam finish. Niewe za mną kilkanascie sekund. Nie ukrywam, że poczułem te ściganie w nogach. Potem popas w biurze zawodów i piwko w pizzeri. Do domu lekko na kołach. Jestem zadowolony z mile spędzonego dnia i zakończenia sezony wyścigowego. Teraz przed nami jeszcze jesiennny Harpagan.
Kategoria >100, zawody


stat4u