Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Goro z miasteczka Warszawa - Bemowo. Mam przejechane 34282.31 kilometrów w tym 6969.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 22.64 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.
2015 button stats bikestats.pl 2014 button stats bikestats.pl 2013 button stats bikestats.pl 2012 button stats bikestats.pl 2011 button stats bikestats.pl 2010 button stats bikestats.pl 2009 button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Goro.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w kategorii

zawody

Dystans całkowity:5202.92 km (w terenie 3206.00 km; 61.62%)
Czas w ruchu:264:16
Średnia prędkość:19.69 km/h
Maksymalna prędkość:70.00 km/h
Liczba aktywności:51
Średnio na aktywność:102.02 km i 5h 10m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
111.75 km 60.00 km teren
06:05 h 18.37 km/h:
Maks. pr.:70.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Bike Orient - Góra Kamieńsk

Sobota, 11 kwietnia 2015 · dodano: 31.05.2015 | Komentarze 1

Pojechałem z Niewe.
Zapowiadało się fajnie i było fajnie.
Super tereny.
Bardzo dużo piachu.
Zdechłem w połowie i potem już się nie odbudowałem.
Ciężko było, ale jak widać wesoło ;)
Przeprawa © Goro
Wynik słaby, ale przecież nie o to chodzi ;)
Do następnego razu ;)
Kategoria weekend, zawody


Dane wyjazdu:
94.75 km 80.00 km teren
06:07 h 15.49 km/h:
Maks. pr.:46.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Bike Orient - Wokół Jeziora Sulejowskiego, pękło to nie miało pęc

Niedziela, 14 września 2014 · dodano: 28.11.2014 | Komentarze 3

a miało być tak fajnie ............
Był Niewe i był Rooter i pogoda i mapa ...

Że niby coś tu można ustalić
Że niby coś tu można ustalić © Goro

W połowie, w najdalej wysuniętym punkcie na północ zauważyłem, że mój rower przestał skrzeczeń i piszczeń. Mój wzrok skierowałem na sztycę i zobaczyłem, że rama nie wytrzymała mojej wagi. Na spawie się rozdarło. Od tego momentu siodło w dół i powoli wracamy na metę.

Jakoś dojechaliśmy

W końcu meta
W końcu meta © Goro

Przez kolejne dwa tygodnie zastanawiałem się co zrobić z tym pęknieciem.
Miałem spawać, ale na szczęście okazalo się, że po 4,5 roku mam jeszcze gwarancję ;)
Reklamacja, wymiana i mam prawie nowy rower ;)
FIN
Kategoria weekend, zawody


Dane wyjazdu:
86.30 km 20.00 km teren
03:35 h 24.08 km/h:
Maks. pr.:42.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Skandia Maraton - Warszawa

Sobota, 26 kwietnia 2014 · dodano: 06.05.2014 | Komentarze 0

W tym roku będę chciał powrócić na trasy maratonów.
Z jednej strony firma sponsoruje, z drugiej strony będzie motywacja do jazdy.

Z racji, że Skandia jechała w Warszawie, z kilkoma osobami z pracy udaliśmy się na start.
Przewidywania pogodowe nie były dobre. Miało padać cały dzień. Z rana nie pada, ale jak tylko chciałem wyjść zaczyna kropić. Na szczęście wziąłem błotniki. Mało profesjonalnie, ale za to wygodnie.

Dojazd na Agrykolę na kołach. Na miejscu wszyscy chowają się pod namiotami. Małe przygotowania, sprawdzenie sektora i w pedał. Trasa miała być szybka i taka była. Od samego startu mocno do przodu. Czwartkowy trening dobrze mi zrobił i noga podaje. Cały czas ponad 30 km/h. Po kilku metrach już nie patrzę na kałuże. Jadę swoje. 
Na prostych tworzą się pociągi, ale ciężko się utrzymać po spod kół leje się fontanna wody i błota.
Wjeżdżamy na wał. Cały jestem w szarym błocie. Dalej to nuda. Naqurwianie na prostych ile fabryka daje. Pojedyncze odcinki szutrowo-błotne. W środkowej części był długi odcinek wałem, gdzie błoto ciągnęło i było naprawdę slisko. Reszta do asfalt i kostka. Na 60 km spokojnie 40 km to asfalt. 

Ostatnie 20 km to jazda w grupce składającej się z dwóch kobiet i 3 facetów. Kobitki dawały radę. Na prostych dawałem tępo i ciągnąłem towarzystwo. Jechało się super. Zero zgonu,noga podawała. Pod koniec wyprzedzam ok 20 osób. Końcówka to słynna kładka i meta.

Czas 2:11 na 60 km. Miejsce 83 Open i 23 w kategorii. Jestem zadowolony ze startu, choć z MTB nie miało to nic wspólnego. 

Powrót na kołach, oczywiście w deszczu.

Trasa:

Kategoria zawody


Dane wyjazdu:
173.50 km 70.00 km teren
09:18 h 18.66 km/h:
Maks. pr.:56.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Harpagan - Bożepole Wilekie

Sobota, 12 kwietnia 2014 · dodano: 06.05.2014 | Komentarze 2

Pojechaliśmy z CheNieweJankiem. Miał być jeszcze Radek, ale zdrowie mu nie pozwoliło ;(
Założenia od razu były jasne - jedziemy rekreacyjnie ;)
Z W-wy wyjeżdżamy wcześniej i na miejscu jesteśmy z dużym zapasem.
Lokujemy się z Zajeździe Kaszubskim. Od razu powiem, żeby każdy go omijał z daleka.Tam socjalizm panuje nadal, a warunki sanitaryjno - sypialniane wołają o nalot wszystkich służb kontrolnych w tym kraju. Nie jestem wybredny, ale nawet piwo nie przyćmiło moich wrażeń estetycznych. Dodatkowo na start mamy 9 km.
Zajazd Kaszubski, który odradzam wszystkim
Zajazd Kaszubski, który odradzam wszystkim © Goro

Dalej jak zwykle, rejestracja, montowanie numerów i krótkie spanie. Dla Janka wyjątkowo krótkie, bo bidak się zatruł ;(

O 6 rano już w siodle. Szybki dojazd do bazy. Rozdanie map. Ruszamy na północ, gdyż naszym celem są aż 3 punkty nad samym morzem ;)
Początek niezbyt udany. Jeszcze przed pierwszym punktem trochę błądzimy, Niewe łapie gumę, Janek rzyga, a ja muszę iść na dwójkę. To wszystko trochę trwało, gdyż Niewe urywa wentyl i po raz drugi zmienia koło. Ruszamy dalej. 

Tereny przepiękne. Pogoda sprzyja. Powoli zdobywamy punkty, aż Janek gdzieś nam odpada. Będąc nad jeziorem za kilka chwil witamy się z morzem ;)
Zanim tam dojechaliśmy, przed latarnią w Stilo, zaliczam klasyczne OTB. Nawet nie wiem co się stało. Prędkość niewielka, korzeń, amor się zapada, a ja lecę przez kierę. Podobno wyglądało to śmiesznie i strasznie. Jestem lekko poobijany, rower nawet cały, choć tylne koło wyleciało z zacisku. Za chwilę jedziemy dalej i dojeżdżamy do Stilo.
Latarnia w Stilo
Latarnia w Stilo © Goro
Po odbiciu punktu wchodzimy na górę latarni. Ja lekko zdryfiłem i schodzę na dół, tak jak wszedłem.Che i Niewe chwilę raczą się widokami i mgłą z nad morza.
Dalej jedziemy wzdłuż morza.
W końcu wpadamy na plażę, ale nie decydujemy się jechać dalej brzegiem. Do następnego punktu jedziemy szlakiem.Dopiero z drugiego punktu do kolejnego decydujemy się jechać plażą. Przed tym jednak była mała posiadówka z piwkiem na plaży ;)
Dotarliśmy nad morze
Dotarliśmy nad morze © Goro
Po lekkim odpoczynku zaliczamy kolejnych 10 km plażą, po twardym piachu z widokiem ograniczonym mgłą. Był to chyba najfajniejszy kawałek całej wyprawy.
10 km radochy
10 km radochy © Goro
Od tego momentu jedziemy już na południe.
Zaliczamy kolejne punkty, między innymi nad jeziorem Żarnowskim.
Czuć już zmęczenie i powoli zaczynamy liczyć czas.
Pod koniec próbujemy zaatakować jeszcze ostatni PK10, ale ponosimy klęskę.
Główną drogą lecimy na metę.
Wynik średni, ale takie były założenia.
Co najśmieszniejsze i to po raz drugi, Janek ma więcej punktów wagowych niż my ;)
W bazie piwko, micha i trzeba wracać do naszego zajebistego zajazdu.

Wieczorem jedziemy jeszcze raz do bazy na wyniki i integrację z przedstawicielami Skierniewic ;)
Integracja plus wyniki
Integracja plus wyniki © Goro

Po raz kolejny jestem zachwycony Pomorzem i Kaszubami. Okolice dla roweru idealne. Piękne lasy, mało piachu, lekko wszystko pofałdowane. Jazda plażą było dopełnieniem tego wszystkiego. No cóż, za pół roku kolejny Harpagan w miejscowości Lipusz.

PS.Sorry za zdjęcia. U mnie było OK. Tak się wgrało i już nie poprawiałem ;( 

Kategoria weekend, zawody


Dane wyjazdu:
182.38 km 90.00 km teren
09:46 h 18.67 km/h:
Maks. pr.:47.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

46 Harpagan - Kwidzyn

Sobota, 19 października 2013 · dodano: 17.11.2013 | Komentarze 3

Kolejny Harpagan zaliczony. Na wiosennym nie byłe, w tym roku mało startowałem, to się cieszyłem podwójnie.
Pojechaliśmy z Jankiem, Niewe i Che. Jednak tuż przed wyjazdem okazało się, że startuję tylko z Jankiem. Reszta jedzie krajoznawczo.

Z przygodami, długo, ale dojechaliśmy. Na miejscu okazało się, że mamy kwaterę na stracie Harpa ;)

Przygotowania, piwko, formalności, składanie wszystkiego do kupy i spać.

Rano ciemno, głucho i zimno (poniżej zera). Mapy dostaliśmy i się zaczęło. Strategia - jedziemy po tłustych punktach.
Zaczyna się © Goro

Ruszamy na południe. We mgle wydostajemy się z Kwidzyna. Pierwsze dwa punkty PK 13 i PK 19 jakoś zdobyte, choć nie obyło się bez błądzenia. Pomimo świtu nadal mgła i wilgoć w powietrzu. Wszystko się skrapla. Ruszamy na drugą stronę Wisły.
Po drodze PK 5 i PK 9 zdobyte. Ruszamy na PK17, gdzie ponosimy klęskę. Długo szukamy przecinki, potem marsz po lesie na azymut. Dzięki innemu uczestnikowi w końcu znajdujemy PK17. Okazało się, że to dopiero połowa sukcesu. Powrót był koszmarem. Postanowiliśmy zjechać nad Wisłę, gdzie droga szybko się skończyła. Kolejna przeprawa po rozlewiskach Wisły. W końcu docieramy do cywilizacji.
Dalej błąd - ruszamy na PK10 co było zbyteczne - nie ukrywam, że to ja nalegałem ;(
Wracamy do mostu i kierujemy się z wiatrem na północ.
PK 6 potem PK18 było bezproblemowe. Wiem, że dalej było PK 14 i PK8. Tutaj robiło się już krucho z czasem, a Janek zaczął niedomagać. Udało się zrobić jeszcze PK 12, PK 16 i na koniec PK3. Na resztę nie starczyło czasu. Ruszamy do mety. Janek zostaje gdzieś z tyłu. Na metę dojeżdżam sam.

Wynik przeciętny, ale miałem frajdę z jazdy. Dzięki Jankowi nie umęczyłem się tak bardzo. Oczywiście można było to wszystko ułożyć inaczej, ale swoje przejechałem i to się liczy ;)

Później oczywiście wyniki i integracja ze Skierniewicami ;)
Kategoria weekend, zawody


Dane wyjazdu:
137.32 km 80.00 km teren
07:14 h 18.98 km/h:
Maks. pr.:36.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

MTBO Wiązowna

Sobota, 5 października 2013 · dodano: 14.10.2013 | Komentarze 2

Ja co roku wybieramy się na MTBO. Fajna impreza i jest dobrym przetarciem przed Harpaganem. Ustawiam się z Jankiem na pociąg. Niewe ma dojechać autem.
ustawka na Zachodnim. W pociągu poznajemy kolejnego uczestnika, który miał z nami jechać, ale odpadł na pierwszy PK ;) Szybko i sprawnie docieramy na start, gdzie mamy sporo zapasu czasowego. Dociera Niewe. Szykujemy się. Rozdanie map. Hmm na tej mapie nic nie widać. Zapowiada się nieźle. Ruszamy.
Nie mam głowy do opisywania każdego punktu. Generalnie okazało się dosyć ciężko. Bardzo dużo terenu i piachu. Mało asfaltów. Jedzie mi się słabo. Niewe cały czas z przodu. Janek raz odpada, raz dobija do nas. Punkty zdobywamy raczej z trudem. Czas płynie. Sporo czasu tracimy na jakąś kapliczkę, a potem na lipę. Mając ok 9 punktów z 15 jesteśmy an dole mapy. Na metę mamy spory kawałem i zostało nam ok godziny. Próbujemy zdobyć jeszcze jeden punkt, ale na 30 minut przed końcem odpuszczamy i zaczynamy powrót. Gubimy drogę. Wracamy. Nie ma jednej prostej drogi. Decydujemy się na wariant na około, ale szybko asfaltem. Pomimo tego wszystkiego spóźniamy się na metę ok 30 minut i wszystkie punkty idą się walić....
Na mecie żarcie, pogaduchy, losowanie nagród. Robi się chłodno i ciemno. Wracamy z Jankiem na pociąg. SKM dosyć szybko przyjeżdża i powrót do W-wy. Na peronie sprawdzam przednie koło, które cały czas dziwnie się kręci. Okazuje się, że nie miałem dociśniętego zacisku i rower jechał slalomem. Po dokręceniu zupełnie inaczej prowadzi się rower. Przejechałem 100 KM z odkręconym kołem ;)
Kondycja taka sobie. Plus, że nie boli dupa, ręce i kark. Nie wiem, czy dobrze to rokuje przed Harpem, ale się zobaczy. Generalnie było fajnie, ale wynik do dopy - tak jak tu:
Tak się zaczynało i do dupy się skończyło ;) © Goro

Trasa tutaj:
/1756513
Kategoria weekend, zawody


Dane wyjazdu:
182.29 km 80.00 km teren
09:22 h 19.46 km/h:
Maks. pr.:51.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

44 Harpagan Redzikowo

Sobota, 20 października 2012 · dodano: 10.11.2012 | Komentarze 2

No dobra, wszyscy już opisali ten wypad (Che, Niewe) teraz pora na mnie.

Cieszyłem się na ten wypad niezmiernie, bo okazji na wyjazdy jakoś mało ostatnio. Zaczarowałem pogodę, zapakowałem się wraz z Jankiem, Radkiem, Che do Niewewowego auta i ruszyliśmy ku Słupsku.

Droga, jak droga, długa, szeroka i wesoła ;) Na miejscu rejestracja i dalej na kwaterkę. Nie obyło się oczywiście bez lekkiej integracji. Wszystko by było OK, ale zakończyłem ten wieczór kilkoma łykami GŻ, co miało mieć złe skutki ;(

Pobudka i już czuję, że dzień wczorajszy jest cały czas we mnie. Jakoś wmusiłem w siebie te mussli, jakoś się zebrałem i ruszyliśmy do Redzikowa. Cały czas mam nadzieję, że ten pierdxxony kac zaraz minie. Byłem jednak w błędzie i dotknęły mnie wszystkie zagłady tego świata. Jaki człowiek jest głupi, jak można sobie zepsuć taką fajną imprezę. No cóż……

Na zewnątrz chłodno, mgliście i ciemno. Na start docieramy na czas. Rozdanie map i szybkie ustalenie, że jedziemy na PK1. Ruszamy z Jankiem, Che i Niewe. Początek po asfalcie, więc daję jeszcze radę. Zjazd w las, ciemno, mokro, błotniście. Trochę na przełaj, ale PK znaleziony. Dalej, dalej to ja już mało co kojarzę. Próbuję się utrzymać na kole, ale czuję strasznie. Mam klasyczne strucie, więc dyszę i sapię i skupiam się, aby nie urwać koła.

W drodze na kolejny punkt PK15 dopada mnie kolejna zmora – fizjologiczna. W związku z tym, zamiast nawigować, skupiam się w sobie. Nikt nie ma z nas wymaganych do tych czynności osprzętów, więc zaciskam zęby. Na PK 15 docieramy w miarę sprawnie, po remontowanych w lesie przecinkach. Na punkcie na szczęście miła koleżanka poratowała mnie chusteczkami ;). Zaraz za punktem udaję się do lasu ;) Najgorsze jest to, że nie przynosi to ulgi i dalej moje samopoczucie jest do dupy. Nie ma jednak co narzekać, trza napierać dalej. Ograniczam się jednak jedynie do trzymania się końcówki mojego peletonu.

W drodze na PK 5 mało co nie zgubiłem się, gdy straciłem ze wzroku resztę ekipy i za zakrętem był rozjazd. Bez orientacji, gdzie jestem, w środku lasu, czułem się jak ostatnia ciota !!!! Na szczęście jechali inni zawodnicy i znalazłem drogę na PK. Po podbiciu się musiałem szybko gonić dalej. Najgorsze było to, że zaczyna mnie nawalać łeb. Wiem, że kac powoli odpuszcza, ale cisnąca czaszka nie pomaga w pedałowaniu. Do tego dojazd na PK19 to niezły podjazd, gdzie trzeba nieźle młynkować. UFF, dotarłem. Na punkcie jest parę osób, więc robię szybką ankietę, czy ktoś ma coś przeciwbólowego? Na szczęście jeden kolega oferuje pomoc i po przegrzebaniu zapakowanego plecaka daje mi jakieś niebieskie tabletki – na wszelki wypadek biorę dwie ;)

Z PK 15 lecimy na PK10. Po drodze zatrzymujemy się na dłuższy postój na stacji, gdzie udaje mi się coś zjeść. Czuję, że ten pier..ony kac mija. MOC WRACA ;) Po prawie 4 godzinach męki, po przejechaniu prawie 60 km wracam do żywych ;)

Atakujemy PK 10. Wszystko fajnie, asfalt, zjazd w pola i pierwsza wpadka. Jakiś koleś szuka i mówi, że dalej nic nie ma. Zamiast skręcić w jedyną rozsądną drogę (której nie ma na mapie), brniemy w pola i krzaki. Niby się wszystko zgadza, jest nawet w lesie kawałek drogi, ale kończy się na jakimś młodniku. Łazimy tak dłuższy czas. Nawet Che nie Niewe łapią głupawkę. Jednak dzięki Jankowi znajdujemy PK10, który ni jak ma się do mapy.

Potem mamy długi przelot do PK2, który okazał się banalny nawigacyjnie. Gdzieś po drodze na ten punkt mamy kolejny przystanek. Tym razem Che musi uzupełnić węglę, czyli coś zjeść i nie może to być coś słodkiego ;) Lecimy dalej. Szybko znajdujemy punkt, podbijamy i lecimy dalej.

Kolejny punkt to PK4, ale jakoś nie pamiętam co tam było ;)

W drodze na PK14 urywa nam się Janek. Orientujemy się gdzieś w polu, że go nie ma. Przy tej okazji Che odkrywa, że ma poluzowany blok w bucie. Chwilę spędzamy na poboczu i pedałujemy na dalej.

PK14 okazał się kolejna wpadką. Znowu było łażenie polesie i szukanie jakieś drogi. Znowu mapa okazał się niezgodna z rzeczywistością. Przypadkiem wpadamy na punkt z takim dużym H z drzewa ;)

Na PK20 miał być asfalt, a okazało się, że lecimy strasznymi kocimi łbami i to jeszcze lekko pod górkę. Sam punkt, który z resztą był na szczycie góry, znajdujemy w miarę łatwo.

Piękny dzień się powoli kończy. Śpiewając i wygłupiając się docieramy do PK6, gdzie jest fajny wigwam. Zaraz po wyjechaniu z punktu zatrzymujemy się po raz kolejny w sklepie na uzupełnienie płynów. Wzbudzając zainteresowanie u lokalnych trolli, uświadamiamy sonie, że do mety mamy 40 km i niecałe 2 godziny. W tym momencie skończył się orient i zaczęliśmy asfaltami napierać na metę.

Z 15 minutami zapasu kończymy 44 Harpgana. Wynik słabiutki, ale jak zwykle fajna ekipa, fajne widoki, fajna pogoda i cały dzień na rowerze ;)

Na mecie jemy przydziałową zupę i fajny obiad za kilka PLNów. Znajdujemy się z Radkiem i Jankiem i ruszamy do naszej kwaterki. Po ogarnięciu się wracamy do szkoły, gdzie jest rozdanie nagród. Jak się okazało nie było żadnego Harpagana, więc mapa dała w kość nie tylko nam.
Kategoria zawody


Dane wyjazdu:
67.79 km 50.00 km teren
03:12 h 21.18 km/h:
Maks. pr.:39.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Mazovia NDM Mega Finał

Niedziela, 7 października 2012 · dodano: 08.10.2012 | Komentarze 9

Oczywiście plany są po to, aby je zmieniać ;)

Miałem jechać PKP, miałem jechać Giga, miałem wracać na kołach. I co dupa.
Oczywiście plany są po to, aby je zmieniać ;)

Miałem jechać PKP, miałem jechać Giga, miałem wracać na kołach - i co jedna wielka dupa.

Zaczęło się od tego, że jadę sam. Miałem jechać z ziomalem z pracy, ale wymiękł, w sensie rozchorował się. Rano zimno, ciemno. Odpuszczam wiec PKP, bo sam, bo godzinę dłużej w domu, bo szybszy powrót.

Jadę wiec autem. Docieram dość szybko i mam jeszcze kupę czasu. Spokojnie się przebieram. Dociera Rooter z całą familią. Trochę dywagujemy w co się ubrać i wybieramy wariant lżejszy, co się okazało dobrym wyborem. Idziemy wspólnie na start.
Ustawka w sektorach i ogień !!!!!!

Jedzie mi się dobrze ;)
Trzymam swój sektor. Wpadamy na wał i ponad 30 km/h po wąskim pasku ziemi. Za wałem zaczyna się najgorszy fragment trasy, który ciągnie się do 20 km. Jedziemy łąkami, gdzie wszystko się trzęsie, trawa wciąga, nie można złapać żadnego rytmu. Klnę pod nosem. Żałuję, że nie mam fulla albo takich teraz modnych 29 calowych kół.

W tym miejscy strzelam focha. Pierniczę, nie jadę Giga. Jak mam powtarzać, te 20 km horroru to sobie daruję. Jedzie mi się dobrze i postanawiam pojechać mocno całe Mega.

Po przygodzie z łąki łanami, zaczynają się fragmenty lasów. Cały czas napieram i trzymam mocne tempo. Cały czas wyprzedzam, a nie jestem wyprzedzany ;)

Trzymam się dwóch gości, którzy jadą równo. Na asfalcie ja wychodzę na przód. W terenie oddaję pola i trzymam się koła. Nagle konsternacja. Jedziemy droga w lesie, którą na pewno nie przejechało kilkuset kolarzy. Zgubiliśmy drogę !!!

Wracam do ostatniego skrętu. Trza było jechać prosto, a my skręciliśmy w prawo. Pewnie kole 1 km w plecy i kilka minut straty. Jak wróciłem na trasę znowu mam tych samych gości co ich właśnie wyprzedziłem plus masa ludzi z 1 i 2 sektora. Też pomyśli trasę. Nagle robi się tłoczno. Tworzą się zatory. Tam gdzie szerzej, momentalnie przyspieszamy. Ci mocniejsi narzucają mocne tempo. Staram się utrzymać ile mogę. Dzięki temu udaje się miejscami sporo nadrobić.

Generalnie na trasie spory bałagan. Cały czas Ci z wyższych sektorów gdzieś się przeciskają do przodu. Czasami widać, że odpuścili i jadę rekreacyjnie, albo wręcz stoją na poboczu i dyskutują.

Tym mocnym tempem dojeżdżam na wał. To już końcówka. Nie odpuszczam i cisnę swoje. Cały czas czekam na rozjazd na Giga. Okazuje się, że umiejscowili go na samym końcu wału. W związku z tym tej najnudniejszy i najgorszy odcinek trzeba robić jeszcze. To mnie przekonało, że dzisiaj Giga odpuszczam.
Na metę docieram w dobrej formie. Zero zgonu, noga podawała cały czas.
Coś tam zjadłem, coś popiłem. Głupio tak, zero znajomych ;( Postałem se, zmarzłem i zawinąłem się do domu – bo miałem auto i nie musiałem czekać na PKP ani jechać na kołach;) To też była dobra decyzja, bo szybko ostygłem i było zimno.

Ostatnia Mazovia. Awans do 4 sektora. Teraz tylko Harp i koniec sezonu. Pewnie znowu pościgamy się w zimie ;)
Kategoria zawody


Dane wyjazdu:
151.12 km 50.00 km teren
07:08 h 21.19 km/h:
Maks. pr.:49.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Maratonu Terenowego Blisko Otwocka - Dłużew

Sobota, 29 września 2012 · dodano: 02.10.2012 | Komentarze 1

Opis powstaje - w głowie ;)
Kategoria >100, weekend, zawody


Dane wyjazdu:
111.22 km 80.00 km teren
05:06 h 21.81 km/h:
Maks. pr.:52.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Mazovia Lublin Giga

Niedziela, 17 czerwca 2012 · dodano: 02.07.2012 | Komentarze 0

Jak się znajdzie czas to będzie opis ;)
Kategoria zawody


stat4u