Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Goro z miasteczka Warszawa - Bemowo. Mam przejechane 34282.31 kilometrów w tym 6969.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 22.64 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.
2015 button stats bikestats.pl 2014 button stats bikestats.pl 2013 button stats bikestats.pl 2012 button stats bikestats.pl 2011 button stats bikestats.pl 2010 button stats bikestats.pl 2009 button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Goro.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w kategorii

zawody

Dystans całkowity:5202.92 km (w terenie 3206.00 km; 61.62%)
Czas w ruchu:264:16
Średnia prędkość:19.69 km/h
Maksymalna prędkość:70.00 km/h
Liczba aktywności:51
Średnio na aktywność:102.02 km i 5h 10m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
108.80 km 80.00 km teren
04:53 h 22.28 km/h:
Maks. pr.:50.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Lublinem do Torunia ;)

Niedziela, 27 maja 2012 · dodano: 29.05.2012 | Komentarze 5

Kolejna Mazovia, tym razem w korernikowym Toruniu.
Jedziemy specwozem, który zorganizował Radek. Miejsc zbiórki to Borzęcin, a więc muszę dojechać na kołach. Po drodze umówiony jestem w Babicach z Jankiem, który lekko się spóźnił. Na miejsce dojeżdżamy parę minut po czasie, gdyż na Warszawskiej tajniacka policja kazał nam jechać durną ścieżką dla rowerów. Nie protestowałem i zjechałem z asfaltu ;(

W Borzęcinie stoi już nasza fura. Duża, czerwona, 7 osobowa, z dużą paką ;) Jest już Niewe i Rooter, który w końcu debiutuje w tym roku na maratonie. Dodatkowo poznaję jeszcze koleżankę Zofię ;)

Szybko się pakujemy i zaczyna się epicka podróż. Nie wiem co sobie pomyślała o nas Zosia, ale momentami było ostro ;) Mknąc bocznymi drogami sprawnie docieramy na Motoarenę. Wypakowujemy z paki kompletne rowery i ruszamy na przysłowiowe siku i sprawdzenie cipów. Na samej już arenie spotykam Che, która dojechała ze swym teamem.

W sektory i start. Początek to standardowa kałuża piachu na samym starcie. Kawałek na nogach udaje się bez szwanku minąć ten bajzel. Potem ostro w pedał. Jedzie się dobrze. Sporo wyprzedzam. Nawet w pewnym momencie doszedłem Che, ale tyle co ją zobaczyłem na agrafce i później już mi nie było to dane. Pogoda super. Lasy suche. Pełno kurzu i sporo piachu. Trasa prawie identyczna jak w zeszłym roku. Ominęli jeden sztywny podjazd i puścili trasę po suchym lesie.

Po rozjeździe na Giga luźniej, ale mimo to cały czas ktoś jest w zasięgu wzroku. Jadę w miarę sprawnie. Kryzys dopada mnie na długiej prostej, która cały czas lekko idzie ku górze. Liczyłem na prostą końcówkę z zeszłego roku. Jednak Org ostatnie 10 km bezsensowanie wywinął po singlach w lesie, co mi lekko psychę zryło ;)

Sama końcówka już znana. Przelatuję po piachu, który był problemem przy starcie i wpadam na stadion. Zmęczony, ale zadowolony ;)

Na mecie jest już Che i Radek. Dostałem jak zwykle ze 20 minut ;) Jest też Rooter. Machnął Mega jak trza i jest nawet zadowolony z tego powodu ;)
Chwilę czekamy na Niewe i Janka. Piwko, dekoracja Che (była druga), micha, lekkie ochlapanie twarzy (jak dostanę fotki to może pokażę twarz), drugie piwko i zaczynamy zbierać się nazad.

Powrót oczywiście był równie zryty jak jazda do Torunia. Zaczyna się oczywiście od piwa na rogatkach. Później był jeszcze kameralny wiejski sklep, z zajebistą sprzedawczynią. Ten sklep został wytypowany przez na przystanek jadąc jeszcze do Torunia. Ujął nas tym, że o godzinie 8:30 stało pod nim mnóstwo miejscowych trolli ;) Zatrzymujemy się. Lecę sprawdzić, czy czynne. Otwieram drzwi, pytam czy otwarte. Po stwierdzeniu, że TAK oznajmiam, że przywiozłem ze sobą cały autobus. Na to ekspedientka do mnie – cyt: „Pierdo….lisz” ;) Po tym przywitaniu machnąłem ręką na resztę ;)

Po kolejnej konsumpcji jedziemy dalej. Miała być jeszcze grochówka wojskowa, ale się już skończyła ;) My kończymy z hotdogiem na Orlenie i jeszcze na jednym izobroniku.

Do Domu Zła docieram lekko nieczeźwy ;) Na szczęście Radek zlitował się i podrzucił mnie i Janka do Babic. Z Babic na kołach wężykiem do domu. Dopiero jak wszedłem do domu zorientowałem się, że trudno jest mi udawać czeźwego, ale jakoś przeżyłem.

Z racji, że nasz specwóz zdał egzamin w 100%, a Radek dobrze prowadził, jest plan, że tym razem Toruniem pojedziemy do Lublina ;) We will see ;)
Kategoria zawody


Dane wyjazdu:
95.44 km 90.00 km teren
04:34 h 20.90 km/h:
Maks. pr.:52.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Mazovia Olsztyn

Niedziela, 6 maja 2012 · dodano: 15.05.2012 | Komentarze 0

Opis później
Kategoria zawody


Dane wyjazdu:
188.23 km 100.00 km teren
09:17 h 20.28 km/h:
Maks. pr.:45.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Harpagan nr 43

Sobota, 21 kwietnia 2012 · dodano: 15.05.2012 | Komentarze 0

Opis później
Kategoria zawody


Dane wyjazdu:
122.29 km 85.00 km teren
06:56 h 17.64 km/h:
Maks. pr.:42.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

MTBO 10 Otwock - Preharp

Sobota, 14 kwietnia 2012 · dodano: 18.04.2012 | Komentarze 5

Po ustaleniu pociągu we czwartek, ustawka z Niewe i Jankiem pod ratuszem Bemowo. O dziwo wszyscy punktualni ;) Ruszamy na Zachodni.

Na miejscu dywagujemy, że informacja PKP jest beznadziejna i jak tacy cudzoziemcy mają się czegoś dowiedzieć, jak my sami mamy z tym problem. Nie mija chwila, jak podchodzi do nam jakiś Niemiec. Taki trochę chyba z DDR, ale zagaduje o Dworzec Centralny i kupno biletów do Berlina. Okazujemy naszą dobrą stronę i pomagamy potrzebującemu. Wyjaśniamy, gdzie Centralna jest, jak dojechać, jak kupić bilet. W końcu jedzie z nami dwie stacje i wysadzamy go na W-Wa Śródmieście. Dalej niech se radzi sam ;)

My jedziemy dalej bez problemów do Otwocka. Jednak po drodze występuje problem atmosferyczny – zaczyna padać ;(

Z pociągu wysypuje się spora grupka rowerzystów i wszyscy ciągną tam gdzie my. Po drodze do bazy spotykamy Radka, który przyjechał autem.
Szybka rejestracja, montaż numeru i start ……
bojowo ;) © Goro

Nie będę opisywał każdego punktu, bo lepiej to robi Niewe ;)
Na początku mokro, albo bardzo mokro. Na pierwszych kilometrach dostaję dwa razy spod koła samochodu.

Pierwsze dwa punkt robimy wszyscy razem (Niewe, Radek, Janek). Jednak widać, że Radek jest mocy i ma chęć pocisnąć, a Niewe nie utrzymuje tempa. W związku z tym Radek jedzie swoje. Janek wybiera swój wariant. Ja jako dobry samarytanin, zostaję z Niewe do końca.
Na jednym z kolejnych punktów spotykamy Nowaków z Gierappy. Podają nam ściągę, jak podjechać PK1. Dzięki nim zyskujemy sporo czasu i omijamy bagna. Generalnie punkty pochowane perfidnie. Nie obyło się bez brodzenia w wodzie, ciąganiu roweru po kleistym błocie, przemierzaniu piaskownic i chodzeniu po schodach.

W związku z faktem, iż nie jedziemy po pudło, w połowie (tej większej ;), robimy sobie mały popas i wstępujemy do baru na jedno i do tego baton. Mnie ta dawka stawia na nogi. Niestety Niewe pod koniec spala się totalnie. Wyżera wszystkie zapasy i nie może się zregenerować ;)
W związku z powyższym musimy modyfikować ambitne plany. Po zdobyciu 11 PK ustalamy najszybszą drogę do mety. Najszybszą znaczy po asfalcie. Jednak zanim dojechaliśmy do tego asfaltu wpadamy na mokry i piaszczysty odcinek. Strasznie ciągnie to gówno, a czas leci.

W końcu jest twardo. Cały czas staram się, aby Niewe trzymał koło i lecimy do mety. Kilka razy muszę zwolnić i poczekać, ale udało się ;) Na metę wpadamy 54 sekundy przed czasem ;)

Wynik, jak to wynik. Mógł być lepszy. Jednak jazda bez tzw. „napinki” też jest fajna, co zgodnie stwierdziliśmy z Niewe ;)

Zaraz po odbiciu się na mecie, jedziemy po izobroniki. Potem zupa i ognicho. Spotykamy też Thelego, którego nie widzieliśmy przez cały maraton. Tym razem nie możemy długo siedzieć, bo nam pociąg ucieka. Choć przez chwilę mieliśmy inny wariant transportu, ale w końcu zdecydowaliśmy się na powrót z PKP.

Powrót w gronie innych bikerów. Zajęliśmy pół SKM i tak doturlaliśmy się do Zachodniego. Potem wspólny dojazd do Ratusza i każdy jedzie w swoją stronę.
Fajny dzień i dobre przepalenie przed Harpem ;)
Kategoria zawody, >100


Dane wyjazdu:
70.00 km 70.00 km teren
03:56 h 17.80 km/h:
Maks. pr.:43.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Niby letnia Mazovia Otwock

Niedziela, 1 kwietnia 2012 · dodano: 02.04.2012 | Komentarze 10

Pierwsza letnia Mazovia. Za oknem raczej zima. Ostatni zimowy start był przy +15C. teraz jest ledwo 1-2 stopnie, wieje i co chwila pada śnieg. No cóż. Pomimo tego, że żona odradzała ja jadę.
Nietypowo bo sam. Jedni są kontuzjowani, inni połamali ramy, inni nie jadą bo zimno.
Po wieczornej regulacji tylnych hamulców wrzucam Cuba do auta w całości.
Na miejsce dojeżdżam trochę przed czasem i od razu lokalizujęNiewe i Che, którzy już wygramalają z auta. Niewe tym razem jako opiekun wycieczki, w roli fotoamatora. Czuję jednak w powietrzu lekki wkoorv, bo kaseta nie odkręca się w Che rowerze. Oni idą odkręcać, a ja się przebieram. Nie ukrywam, że lekko piździ, co nie nastraja dobrze.
Pokręciłem się trochę, sikłem i ustawiłem w sektorze, gdzie sami znajomi (Zetinho, Obcy, Che). Stanie w tej temperaturze kilka minut spowodowało ogólne odrętwienie wszelkich wystających części ciała ;)
Start i poszły konie po betonie. Na początku płasko i po asfalcie. Z każdym km jedzie się lepiej. Na prostej zaczynam wyprzedzać. Tempo szybkie, ale daję radę. Tak dobrze jedzie mi się do ok 20-25 km. Wyprzedziłem nawet Che i odzyskiwałem sporo pozycji. Jednak do czasu ;)
W pewnym momencie koleś przede mną upada na piachu, a ja na niego. Nic się niby nie stało, ale zaczyna mi piszczeć, skrzypieć, obcierać zacisk. Myślę, że znowu tylny hamulec szlag trafił. Ten dźwięk towarzyszy mi już do końca.
Na sekcji interwałów dopada mnie pierwszy kryzys. Nogi jak wata i kreci się dosyć ciężko. Che z tyłu widzi, że zamulam. Chwilę jedziemy razem, ale odjeżdża mi.
Pod koniec Mega odzyskuję siły. Nogi się trochę rozluźniły i jedzie mi się lepiej. Mam Che w zasięgu wzroku. Tuż przed rozjazdem na Giga, Boguś z Gerappa wpada centralnie na drzewo. Jęczy, zwija się z bólu. Zatrzymuję się jako trzeci lub czwarty za nim. Zabezpieczam trasę i dzwonię do orgów. Zanim się dodzwoniłem i coś ustaliłem Boguś wstał. Okazało się, że da radę dojechać do mety. Alarm odwołany.
W między czasie mija mnie Obcy, który podobno coś krzyczał do mnie.
Po kilku minutach ruszam dalej.
Śnieżyca w pełni, ale nie poddaje się i ruszam na Giga.
Tutaj mam podobną sytuację.
Znowu dopada mnie kryzys na początku pętli, aby ustąpić pod koniec. Jakoś dojeżdżam do mety, gdzie już prawie koniec imprezy.
Wynik nie jest rewelacyjny, ale to początek sezonu.
Brakuje siły i rozjeżdżenia na dłuższych dystansach.
Dostałem 20 minut od Che i 30 od Radka. No cóż, bywa ...
W domu okazuje się, że obcierał nie tylny zacisk, choć byłem tego pewien na 100%, lecz przedni, gdzie skończyły się chyba klocki. Trzeba znowu zainwestować ;)
Kategoria zawody


Dane wyjazdu:
41.42 km 38.00 km teren
02:19 h 17.88 km/h:
Maks. pr.:35.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

zimowa Mazovia - Józefów

Niedziela, 18 marca 2012 · dodano: 20.03.2012 | Komentarze 7

Finał zimowej Mazovii.
Zimowej tylko z nazwy. Temperatura typowo letnia.

W związku z faktem, iż Niewe jest chwilowo niedysponowany, na start miałem się stawić ze szwagrem Rooterem. Jednak na złość wziął i połam - nie się, ale ramę.

BTW mój start też stał pod znakiem zapytania. Po ostatnich pechowych występach mam skrzywione mocowanie zacisku tylnego hamulca i nie da się wyregulować. Jakieś prowizoryczne podkładki pozwoliły zminimalizować obcieranie tarczy. Może ktoś wie, czy można aluminiową ramę prostować?

W przypadku braku jednego Szwagra najlepiej mieć dwóch Szwagrów ;)
W końcu jadę z drugim Szwagrem mającym dla urozmaicenia ksywę "Szwagier".

Po drodze zabieram imć Szwagra na pokład mojego pojazdu bez cupholderów i stawiamy się w Józefowie.

Szybka wypakowka i ruszamy się trochę rozgrzać. Po chwili podejmuję decyzję, że jadę bez długiej bluzy - i to byłą dobra decyzja ;)

Siku i ustawka w sektorze, gdzie czeka już Radek.

Po starcie szybko. Nie lubię, albo nie umiem, tak szybko się wkęcać. Trasa bardzo interwałowa, z dużą ilością singli, korzeni, piasku, błota, podjazdów. Trochę za dużo nabiłem opony i latałem po korzeniach jak oszalały.

Jak zwykle koło 15-20 km wchodzę w swój rytm i jedzie mi się dobrze. Na początku starałem się mijać kałuże i błota, ale później okazało się, że jazda środkiem daje lepsze efekty ;) Oczywiście bagienną łąkę pokonuję marszobiegiem po kostki w błocie.
Później okazało się, że miejscami skakałem jak sarenka ;)

jak sarenka © Goro


Po sekcji błotnej końcówka była trochę lżejsza, więc miałem okazję odzyskać kilka pozycji, wyprzedzając kolesia w rajstopach (team Gatta) oraz jednego z drobiem (team Poldrób).

Na metę docieram nawet nie umęczony, gdzie czeka na mnie już Radek (13 minut w plecy - oszukaniec ;)
Myjemy rowery i czekamy na Szwagra. Czekamy długo. W końcu dociera, po ponad 30 minutach po mnie. Brak jazdy wychodzi szybko ;)

Jemy zupę, odbieramy czapkę za starty i spadamy do domu. Dzisiaj burzysyn ma urodziny trzeba odwiedzić kolejnego Szwagra ;)
Kategoria zawody


Dane wyjazdu:
43.40 km 40.00 km teren
02:29 h 17.48 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Pechowa Zimowa Mazovia - Mrozy

Niedziela, 4 marca 2012 · dodano: 09.03.2012 | Komentarze 5

Dla odmiany to ja zgarniam Niewego po drodze, no może nie po drodze, ale zabieram go na pokład mojego pojazdu, bez cupholderów ;)
Na miejsce docieramy w miarę sprawnie, ze sporym zapasem. Wszystko fajnie, słonko świeci, tylko piździ jak w kieleckiem.
Robimy mały rozruch, jadąc na początek trasy, która okazuje się nie naszą trasą ;)
Jadąc już w kierunku sektorów, przy zerowej prędkości zaliczam klasyczne OTB. Nie zauważyłem krawężnika i przeleciałem przez kierę. W sumie nic się nie stało, więc szybko się pozbierałem.
Tuż za moim sektorem stał Radzio. Coś tam pogadalim i się zgadalim, że nasz początek trasy to było Hobby, a nie Mega. Wiedziałem już, że nie trzeba skręcać z asfaltu tak szybko.
Start. Tempo duże. Na prostej prawie pod 50 km/h. Staram się utrzymać. Po skręcie z asfaltu (tym prawidłowym) i wyjeździe z lasu wpadamy na szeroką drogę wiejską, pokrytą błotem. Pod błotem zmarznięte koleiny po samochodach. Ktoś przede mną zaczyna tańczyć na rowerze. Jak mam chwilę zawahania, tylne koło uskoczyło, a ja nie wypiąłem SPD (dwa razy próbowałem ruszyć nogą). No i elegancko plask w te błoto. Poczułem swoją dupę i łokieć. Moje białe wdzianko trochę zmieniło kolor. Wyglądało to tak:
Mazovia Mrozy © Goro

Rower na bok, okulary od razu zaparowały, poprawiłem tylne koło (coś było luźne na zacisku), pozbierałem się i pocisnąłem dalej.
Jechało mi się dosyć ciężko. Sporo osób mnie wyprzedziło, wraz z Radziem, Jurkiem i Dawidem z firmy. Straciłem trochę ducha walki. Dodatkowo za dużo spuściłem trochę powietrza z tyłu i mi wszystko się bujało.
Trasa super. Było wszystko: śnieg, lód, piach, błoto, podjazdy, zjazdy, wąsko, szeroko. Pod koniec odzyskałem trochę sił i urwałem się grupce z którą jechałem od dłuższego czasu.
Na metę wpadam totalnie brudny i nieźle styrany. Pierwszą osobę która spotykam to Che, która dojechała do nas na kołach. Potem okazuje się, że Radziu dołożył mi z dużą nawiązką za Karczew. Stojąc do myjki zauważyłem spory opór na tylnym kole. Po upadku (pierwszym lub drugim) zacisk się przesunął i jechałem większość trasy z zablokowanym kołem ;(
Niewe wpada minutę za mną.
Po wszystkim idziemy na zupę. Dalej Niewe i Che jadą na kołach. Ja sam wracam furaczem do W-wy.
Mam nadzieję, że limit niefartu na ten sezon wyczerpałem. Podobnie jak w zeszłym roku jedyną awarię miałem na zimowej Mazovii ;)
Kategoria zawody


Dane wyjazdu:
31.42 km 30.00 km teren
01:40 h 18.85 km/h:
Maks. pr.:35.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

zimowa Mazovia - Karczew

Niedziela, 19 lutego 2012 · dodano: 19.02.2012 | Komentarze 3

Pierwszy w tym roku maraton - zimowa Mazovia w Karczewie.
Na miejsce jadę z Niewe, który zabiera mnie po drodze.
Na miejscu mamy zapas czasu, więc po ubraniu rowerów, grzejemy sie w aucie.
Wydzwania nas Radek i razem jedziemy na start.
Po drodze spotykam Maćka, kolegę od białego wdzianka.
Ustawka w sektory i start.
Początek po śniegu, ale cholernie ślisko bo pod spodem leży lód. Coraz koła się uślizgują i ludzie padają jak muchy ;)
Nie ominęło mnie. Przednie koło sru i nagle leżałem;)
Dalej doszedłem Radka, który startował wcześniej z wyższego sektora. Zdechł dosyć szybko i został za mną.
Jechało się generalnie dobrze. Trzeba było cały czas cholernie uważać bo pułapki czyhały wszędzie.
Ostatnie 7 km to szeroki highway, więc trzeba było się trzymać utworzonych pociągów. Na metę wpadam nawet nie styrany. Jakoś tak krótko i szybko.
Na Radka czekam kilka minut. Niewe wpada po prawie 10 minutach.
Potem szkoła i zupa. W związku z faktem, iż nie było piwa, szybko wracamy do W-wy.
Na miejscu asystował nam jeszcze Obcy po cywilu, który psrtykał nam fotki.
Kolejny maraton za dwa tygodnie. Zobaczymy jaka będzie pogoda i czy będzie zimowy?
Kategoria zawody


Dane wyjazdu:
119.88 km 80.00 km teren
05:52 h 20.43 km/h:
Maks. pr.:41.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Preharp Łucznica

Sobota, 8 października 2011 · dodano: 31.10.2011 | Komentarze 2

Nie jadę Harpa, to chociaż pojadę Preharpa. Dzięki Niewemu rejestruję się i opłacam tą zacną imprezę w odpowiednim czasie.
No i zaczęło się ustalanie pociągów, godzin zbiórek i innych szczegółów logistycznych. Wieczorem wszystko przygotowane, bo trzeba być o 7 na Zachodnim. Trzeba, jak sie wstanie ;(
Obudziłem się 6:40 - fak budzik nie zadzwonił (pieprzony taćfon). Szybka kalkulacja - no nie nie zdążę na pociąg. Jechać, nie jechać - o to jest pytanie. Wszystko spakowane, wszystko opłacone, samochodem zdążę na start obojętnie, w sumie nie tak daleko - decyzja: jadę autem. SMS do Niewe i zbieram się dalej.
Na miejsce docieram przed czasem. Wypakowuję rower idę po odbiór numeru i co widzę - stoją Trole z browarami. Radek chyba jeszcze ciepły, Niewe w dobrym humorze i się rozgrzewają razem z chłopakami z Gierappy.
Rozdanie map i wpedał. Nie będę się rozpisywał na temat każdego punktu bo:
- zrobił to już Niewe
- bo znowu nie nawigowałem, tylko zdałem się kunszt Radka i Niewe
- bo jestem leniwy
- bo minęło już za długo czasu i nie pamiętam wszystkich punktów
Na metę wpadamy kilka minut przed limitem, spotykając naprzeciwko nadjeżdżającego Thelego, z którym parę razy się widzieliśmy.
Na mecie mały popas i ognisko z podaniem wyników.
Chłopaki "grzeją" się przy ognisku, a ja został ochrzczony samozwańczym "kierowcą". Było rzeczywiście zimno i nie miałem sumienia zostawiać ich na pożarcie sarenek.
W międzyczasie przebrałem się przy samochodzie i uciąłem sobie pogawędkę z niejaką Ulą, która zna mnie z BS, Niewgo, Che i mówiła do mnie na "Pan" - strasznie tego nie lubię, bo nie czuję się jeszcze "Panem".
Trochę potrwało zanim zgarnąłem brygadę do auta i z dużą ilością przystanków odwiozłem troli do domów.
Fajna trasa, dużo piachów, zajefajna pogoda. No i najważniejsze, że zdobyliśmy wszystkie punkty i zajęliśmy 7 i 8 miejsce. Dziwne, że we trzech mamy dwa miejsca ;)
Kategoria zawody


Dane wyjazdu:
86.00 km 55.00 km teren
03:49 h 22.53 km/h:
Maks. pr.:45.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Mazovia Łomianki Epilog

Niedziela, 2 października 2011 · dodano: 31.10.2011 | Komentarze 1

Kuźwa ale mam zaległości we wpisach. Nawet Hipek to zauważył ostatnio i mi wypomniał. Jakoś tak jest, że rzecz odłożona potem sama się odkłada ;)

Ale do rzeczy .....

Ostatni maraton. Jazda dla fanu, ale płacić trzeba było. Tym razem nawet podwójnie, bo w końcu wyciągnąłem mojego starszego.....syna ;).
Niby do niczego to się nie liczy, niby nie ma już sektorówki, a jednak jest i takie tam.
Jedziemy na kołach z Bemowa. Jedzie jeszcze z nami drugi Szwagier i Maciek, który łapie klasycznego snake'a na krawężniku 1 km od domu ;)
Szybka zmiana i jedziemy dalej.
Na miejscu jesteśmy przed sporo przed czasem, więc jest czas podjechać jeszcze do biura zawodów po obiecany mi żel. Na miejscu znowu są prawie wszyscy Paweł, Che, Niewe, no i Rooter, który wpadł do sektora tuż przed startem. Gdzieś pojawił się nawet Obcy na rowerze, ale coś pościemniał i tyle było go widać.
No i rura. Na początku szybko. Nawet bardzo szybko, i tak zostało już do końca. Gdzieś na pierwszych km dochodzę Che i zaczynamy się mieszać z nią i jej prezesem Arkiem. Jednak o dziwo zostają z tyłu.
Na jakimś singlu mijam nawet Pawła, który zatrzymał się właśnie i ratował jakiegoś kolesia skuwaczem, czy innym szpejem.
Jedzie mi się bardzo dobrze. Z racji, że dawno nie jeździłem Mega, dystans wydawał się mały i postanowiłem nie odpuszczać. Do tego stopnia, że na prostej przed Truskawiem, zamiast grzecznie jechać w pociągu jak głupi poleciałem do przodu. Dociskałem przez cały czas. Gdzieś tam pod koniec pojawił się mały kryzys i zaczęły mnie łapać skurcze, czego nie miałem przez cały sezon. No i już witałem się z gąską, do mety 2 km, jak mija mnie kto.... Panna Ewcia. Na nic mój wysiłek, znowu żona będzie się ze mnie śmiała. Jednak na ostatniej prostej zachowałem się jak ciota i nie dałem się objechać ;) Sorry Che, ale jakoś tak wyszło ;)
Na mecie są już Fitowcy, łącznie z mym synem i dwoma Szwagrami (fajnie mam nie ;)) Potem dociera Paweł i Niewe. Docieramy wszyscy do Biura Zawodów, gdzie w naszej ekipie zapada chaos. Każdy coś innego chce zrobić, każdy ma inny plan na drugą część dnia. Dodatkowo pojawia się jeszcze Izka i poznaję Greqa.
Finał był taki, że moja drużyna pojechała do Pizzeri na drugi koniec Łomianek, gdzie dojechały żony z dziećmi, a reszta została na dekorację Che.
Na koniec wszyscy zjechaliśmy się w Małym Białym Domku na kilka piwek i na kołach wróciliśmy na Bemowo.
Dzień udany. Strasznie szybki wyścig, najwyższa średnia, najwyższa rating i zdobyty 3 sektor ;)
Kategoria zawody


stat4u