Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Goro z miasteczka Warszawa - Bemowo. Mam przejechane 34282.31 kilometrów w tym 6969.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 22.64 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.
2015 button stats bikestats.pl 2014 button stats bikestats.pl 2013 button stats bikestats.pl 2012 button stats bikestats.pl 2011 button stats bikestats.pl 2010 button stats bikestats.pl 2009 button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Goro.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w kategorii

zawody

Dystans całkowity:5202.92 km (w terenie 3206.00 km; 61.62%)
Czas w ruchu:264:16
Średnia prędkość:19.69 km/h
Maksymalna prędkość:70.00 km/h
Liczba aktywności:51
Średnio na aktywność:102.02 km i 5h 10m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
101.68 km 90.00 km teren
04:55 h 20.68 km/h:
Maks. pr.:47.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Mazovia Sierpc Giga

Wtorek, 3 maja 2011 · dodano: 11.05.2011 | Komentarze 12

Jak zwykle jadę z Niewe, ale po drodze zabieramy Che. Ja dojeżdżam na kołach do Broniewskiego i dalej na Pragie po Che. Na miejscu full ludzi i cholernie zimno. Z racji, że Che jedzie Giga, głupio jechać Mega. W związku z tym decyzja, że my również jedziemy Giga.
Start powolny, oszczędzam siły. Do 20 km jedzie mi się ciężko i wyprzedzili mnie już chyba wszyscy. Trasa mało ciekawa i sporo piachu. Po rozjeździe zostaję sam ;) Nie ma nikogo. Dochodzę jednego kolesia, ale z tyłu dojechało kilku zawodników i uciekają mi w pociągu. Przez kolejnych 40 km jadę sam. Gdzieś na horyzoncie widzę jednego zawodnika, ale nie udaje mi się go dojść. Cały czas łudzę się, że dojdzie mnie Niewe lub Che. Jednak do końca cisza, aż tu nagle, 300 m przed metą dochodzi mnie Che i wpadamy razem na metę ;)
Wszystko fajnie, tylko to oznacza, że znowu dostałem od niej min 2 minuty. Na mecie biały ser i piwo. Po kilku minutach pojawia się Niewe. Nie zdążyliśmy nacieszyć się darmowym piwem, jak Che został wezwana na dekorację - 3 miejsce. Gdybym był kobietą (taką dużą babą), miałbym szansę na pudło ;)
Potem kolejne szybkie piwo i zjazd do domu, bo cholernie zimno i miasteczko Mazovii już praktycznie było spakowane.
Wiem, że Niewe nie pasowało, ale ze względu na deszcz musiał mnie odstawić pod sam dom - Dzięki ;)
Generalnie to Giga to w cale nie jest takie straszne. Rating miałem podobny do Mega no i Niewemu znowu wsadziłem parę minut ;)
Kategoria >100, zawody


Dane wyjazdu:
191.33 km 100.00 km teren
09:56 h 19.26 km/h:
Maks. pr.:62.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Harpagan nr 41

Sobota, 16 kwietnia 2011 · dodano: 18.04.2011 | Komentarze 1

Opis później.
Kategoria >100, zawody


Dane wyjazdu:
124.66 km 70.00 km teren
06:29 h 19.23 km/h:
Maks. pr.:43.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Preharp Otwock

Sobota, 9 kwietnia 2011 · dodano: 11.04.2011 | Komentarze 7

Wmordewind, ale wiało. Z samego rana miałem spore wątpliwości w ogóle jechać. Pogoda taka sobie, jestem trochę podziębiony, nie chciało mi się. Jednak sytuacja domowa spowodowała, a uciekłem na rower. Ustawka była w pociągu na Zachodnim. Jednak byłem trochę spóźniony i pojechałem następnym pociągiem sam, na który ledwo zdążyłem. Na miejscu jest już Niewe, Radek i Janek. Odbieram numer, kartę i czekamy na rozdanie map. Nie mam mapnika, więc robię za jelenia i jedynym moim zadaniem było odczytywanie opisów punktów. Wybieramy wariant na południe, który ze względu na wiatr okazał się mniej korzystny. Start dosyć mocny. Radek okazał się mocnym zawodnikiem i bardzo dobrym nawigatorem. Dobrze to rokuje na Harpa, gdzie jedziemy we trzech. Tempa nie wytrzymuje Janek, który odpada gdzieś w lesie. Nawigacja była dosyć łatwa, bo punkty naliczamy sprawnie. Gdzieś w lesie, idąc na przełaj zaliczamy jakieś mokradła. Moczę całe stopy, co nie rokuje dobrze. Potem cały dzień mam mokre i zdrętwiałe stopy, co nie jest przyjemne. W połowie dystansu mam kryzys i nawet miałem plan, aby odbić na metę. Cholerny wiatr, słabe samopoczucie, mokre buty, to wszystko spowodowało, że miałem dosyć. Jednak nie wymiękłem i pojechałem do końca. W pewnym momencie wiemy, że przez ten wiatr nie zdobędziemy wszystkich punktów. Odpuszczamy 3 punkty na północy i zaczynamy walkę z czasem, aby wrócić na metę przed 17. Udaje się wyrobić w czasie i zebrać 12 punktów. Na mecie super wypas – żurek, herbata, cista, woda. Jak na 20 PLN-ów całkiem sporo. W momencie ogłoszenia wyników okazało się, ze zajmujemy wysokie 6, 7 i 8 miejsce. Czyli niewiele brakowało do podium. Może gdybyśmy pojechali na północ wynik mógł być lepszy. Później sprawy potoczyły się już szybciej. Zakupy w sklepie, piwko, gorzka i ognisko. Na pociąg jedziemy już w dobrych humorach ;) Zamiast udać się jak człowiek do domu, szybka decyzja i zjazd do bazy, czyli do Radka. Lądujemy gdzieś w Pruszkowie, po drodze zaliczając kolejny sklep oraz zamawiając śmieciową pizzę. Dzień kończy się tak, że rano mija chwila, zanim się zlokalizowałem ;)
Kategoria >100, zawody


Dane wyjazdu:
64.64 km 50.00 km teren
03:23 h 19.11 km/h:
Maks. pr.:48.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Mazovia Otwock

Niedziela, 3 kwietnia 2011 · dodano: 04.04.2011 | Komentarze 5

Zacznę od tego, że jak wyszedłem w piątek na rower to jeszcze nie wróciłem do domu ;). Wieczór u Niewe skończył się masakrą, sobota była bardzo ciężka i spędziłem ją u siostry. Nie było sensu wracać do domu, skoro jutro jest maraton, mam wszystko co potrzeba (włącznie z numerem), a Niewe mieszka po sąsiedzku. Wieczorem oczywiście próbowałem trochę zaleczyć chorobę i znowu poszło kilka zimnych ;). W niedzielę rano czułem się gorzej, niż po całym tygodniu w robocie. Ale nie ma lipy i jedziemy powalczyć, bez ducha walki. Na miejscu tłumy i super pogoda. Składamy sprzęty i jedziemy na rozgrzewkę, gdzie spotykamy Pawła, Marcina i innych startujących. Okazało się, że start jest opóźniony o pół godziny, więc się długo rozgrzewamy. Na starcie, na stadionie tłumy plus helikopter z video ;). Start, znowu szybko i ostro po asfalcie. Gdzieś tam czuję jak mnie dynia trochę nawala, ale w sumie jedzie mi się nadzwyczajnie dobrze. Generalnie nie ma ścigania, bo tłumy są wszędzie. Zero techniki, zero przygotowania. Kupę dziwnych ludzi. Dalej robi się luźniej. Jadę swoje, wszystko podjechane, wszystko zjechane. Gdzieś w połowie dystansu spotykam Che, która jedzie Giga - za to szacun. Trasa ciężka, ale znana z Karczewia i Józefowa. Dojeżdżam z zapasem sił, bez większego kryzysu. O dziwo czekam na Niewe ok. 15 minut. Na mecie tłumy, więc szybko uciekamy. Niewe wyrzuca mnie po drodze, więc mam jeszcze kilka km do domu. Ciężki weekend :) Niespodziewany wynik :) Nie wiedziałem, że % mają taki wpływ na moją wydolność ;)
Kategoria zawody


Dane wyjazdu:
38.75 km 35.00 km teren
02:11 h 17.75 km/h:
Maks. pr.:52.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

zimowa Mazovia - Mrozy

Niedziela, 20 marca 2011 · dodano: 04.04.2011 | Komentarze 2

Zaczęło się źle, przez dzień poprzedni. Trochę świętowaliśmy urodziny mojego przyszłego chrześniaka, a potem poszliśmy po sąsiedzku ze Szwagrem do Niewe. Nie obyło się bez kolejnych głębszych. Na drugi dzień, po nocy poza domem, czułem się po prostu źle. No cóż, trzeba jechać. W miarę szybko docieramy na miejsce, ale mamy mały niedoczas. W pośpiechu prawie zapomniałem założyć numeru startowego. Start był yjątkowo ostry i szybki. Tak jak Niewe, ja również przez pierwsze 20 km czułem skutki wczorajszej nocy. Później wszystko puściło i jechało się w miarę OK. Na mecie okazało się, że mam kilka minut przewagi nad Niewe. Potem słynna zupa "Zamanówka" i pogawędki z ziomalami, których poznaliśmy w Karczewie. Po umyciu rowerów wracamy na rozdanie nagród i tkwimy tam ponad 2 godziny, z głupią nadzieją, że wygramy zacny rower. Oczywiście dupa z tego. Pozytywnym elementem tego stania było kupe śmiechu i osobiste poznanie CHE. Z niczym wracamy do domu.
Kategoria zawody


Dane wyjazdu:
40.26 km 40.00 km teren
02:12 h 18.30 km/h:
Maks. pr.:36.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

zimowa Mazovia - Józefów

Niedziela, 6 marca 2011 · dodano: 07.03.2011 | Komentarze 0

Przyszedł czas na kolejną zimową Mazovię. Jak zwykle jadę z Niewe, w sensie zabiera mnie po drodze. Na miejscu spotykamy jeszcze Scrubbiego szybki przegląd sprzętu i zachciało mi się dopompować koło z cholernym presto. Nakładka na presto odkręca mi zaworek i całe powietrze sru !!!! Szybka zmiana dętki i gotowy na start. Starujemy z 8 sektora. Na samym początku odjeżdżam Niewe i więcej go nie widzę. Trasa super, szybka, zmrożona, jedzie się naprawdę fajnie. Sprzęt OK, kondycja nawet też. Nie sądziłem, że w lasach jest jeszcze śnieg. Były momenty śliskie, nawet jakieś zamarznięte strumyki, ale generalnie jechało się spoko. Były górki i szybkie zjazdy. Po niespełna 2 godzinach melduję się tym razem cały na mecie. Niewe dostał 8 minut, a Scrubby 10. Awansowałem do 4 sektora, a wiec całkiem nieźle ;) Po maratonie trochę obiadujemy w stołówce i wracamy do domu. Teraz trza czekać pewnie już na wiosenne Mrozy.
Kategoria zawody


Dane wyjazdu:
34.40 km 30.00 km teren
02:00 h 17.20 km/h:
Maks. pr.:33.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

zimowa Mazovia - Karczew

Niedziela, 6 lutego 2011 · dodano: 28.02.2011 | Komentarze 0

Na start pojechałem wyjątkowo pociągiem - całkiem szybko i sprawnie. Na miejscu spotykam Niewe i udajemy się na start. Tym razem sektory są połączone i ja jadę pierwszy z 3, a później Niewe z 4. Jedzie się ciężko, ziemia mokra. Nie ma śniegu, ani lodu. Udaje mi się złapać za kolegą z BGŻ i próbowałem trzymać jego tempo. Nagle przy wyprzedzaniu stykam się z jakimś kolesiem. Ten zamiast odbić opiera się o mnie i upadamy na moją stronę. Nic mi się nie stało, ale widzę, że przednie koło krzywe, kierownica trochę skoszona. Próbuję coś zaradzić, ale hamulec obciera i przeraźliwe piszczy. No to już koniec ścigania na dziś. Zatrzymuje się kilka razy, aby coś naprawić, ale bez większych rezultatów. Wszyscy już mnie wyprzedzili, łącznie z Niewe. W takiej sytuacji odpuszczam Mega i jadę na FIT. Jakoś doczłapuje się do mety, gdzie czekam dłuższą chwilę na Niewe, racząc się grochówką i ciastem. Niewe styrany jak koń po westernie w końcu dojeżdża. Kiepski początek :( Jedyne dobre to, że razem spadamy do 8 sektora. W domu okazuje się, że mam skrzywiony zacisk, zcentrowane koło i zbite kolano - reszta OK.
Kategoria zawody


Dane wyjazdu:
200.32 km 100.00 km teren
10:01 h 20.00 km/h:
Maks. pr.:46.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

40 Harpagan - Kościerzyna

Sobota, 16 października 2010 · dodano: 18.10.2010 | Komentarze 5

Ukoronowaniem sezonu miał być jesienny, jubileuszowy 40 Harpagan. Jak zwykle jedziemy razem z Niewe (to już nasz 3 Harp). Na początku straszyła nas pogoda. Od tygodnia wertowaliśmy prognozy, które zmieniały się jak w kalejdoskopie. Najbardziej obawialiśmy się zapowiadanego deszczu. Jak się okazało, wszystkie prognozy nie sprawdziły się i cały dystans przejechaliśmy suchą stopą (poza jednym wyjątkiem, ale o tym później), a nawet z okresowymi przejaśnieniami.
Na miejsce dojeżdżamy ok. 21. Wizyta w bazie, szybka rejestracja i odbiór pakietu startowego. Potem do hotelu, który był ze 200 metrów od startu ;). Po zameldowaniu i wniesieniu sprzętów, nie odmówiliśmy sobie kawałka pizzy i piwka w knajpce tuż naprzeciwko naszego hotelu. Później prawie do pierwszej w nocy szykowaliśmy siebie, sprzęt i prowiant.
Na start dojeżdżamy minutę przed rozdaniem map. Nawet ciepło, bezwietrznie i bez mrozu. Rozkminiamy mapę, Niewe rysuje trase flamastrem i ruszamy na pierwszy PK. Obieramy wariant północny.

1. PK 15 (51:11 minut) – parking leśny
Mamy trochę kłopotów żeby wyjechać z Kościerzyny, ale szybko obieramy odpowiedni kierunek. Dalej szybko asfaltem na północ. Hurtowo wyprzedamy tych co odjechali trochę wcześniej. Pomimo szybkiego tempa dziwią nas masy ludzi, którzy zjeżdżają już z PK15. Tuż przed lasem skucha, za wcześniej skręcamy i całą przewagę tracimy. Wpadamy na punkt i tak jak się umówiliśmy klikamy i jedziemy dalej.

2. PK 19 (82:18 min) – dawna baza wojskowa
Szybko i sprawnie odnajdujemy kolejny PK. Droga mija szybko w dużej grupie innych Harpów. Tak szybko odbiłem się na punkcie, że Niewe mnie nie zauważył ;)

3. PK 5 (110:40 min) – przepust
Nie pamiętam :)

4. PK 16 (189:51 min) – cypel, brak mostu
Szybko kierujemy się do szosy, gdzie przelatujemy w kierunku PK 16. Ktoś na starcie powiedział, żeby atakować od południa i tak zrobiliśmy. Przez lasy, pola i gospodarstwo udaje nam się dojechać na cypel. No i oczywiście skucha. PK jest po drugiej stronie ;( Niewe nie wiele myśląc krzyczy zdejmuj buty idziemy. Pomyślałem, że po takiej kąpieli nie rozgrzeje nóg do samej mety. No cóż, ale trzeba działać. Rozbieramy się i wskazujemy do wody. Głębokość – hmm jak dla mnie do połowy ud. Niewe pierwszy wchodzi na brzeg, a tu sędzia mówi, że musi być z rowerem. Fak, forfiter jeden. No i zaczęliśmy przenosić rowery, wte i wewte, ale PK zdobyty ;)

5. PK 18 (287: 28 min) – przy przepuście
Na kolejny punkt jedziemy od północy. Jedziemy szosą, ale pagórkowaty teren nie ułatwia zadania. No i tutaj chyba największa strata czasowa. Kręciliśmy się w kółko szmat czasu. Dwa razy pokonywaliśmy wzniesieni i górę objechaliśmy w kółko. W końcu za drugim razem udało się zdobyć kolejny punkt.

6. PK 12 (349:32 min) – górka
Przez bytów jedziemy na drugą stronę szosy. Nawigacyjnie nie było problemów. Górka okazał się niewysoka, ale za to bardzo wietrzna. Szybko marzniemy i po odbiciu się i małej konsumpcji jedziemy dalej.

7. PK 6 (393:39 min) – mostek
Dosyć szybko i łatwo docieramy do kolejnego pk. Łatwa nawigacja i łatwa droga. Szybko i na temat.

8. PK 20 (457:06 min) – skrzyżowanie
Teraz zaczęła się dla nas najcięższa część trasy. Wjeżdżamy w lasy, które są cholernie piaszczyste. Czuć już dystans, a my cały czas przez las piaskową drogą. Nie wiem jak Niewe znalazł ten punkt, ale był on nieźle schowany.

9. PK 17 (587:06 min) – punkt widokowy, górka
Z PK 20 chcieliśmy jechać na PK 4. Źle zaczął się wyjazd z ostatniego punktu. Gdzieś prze pola z przełaj docieramy do wsi. Potem to już nieskończona ilość km w lesie oczywiście po piachu. Na koniec, jak dojechaliśmy do szosy, PK4 zostawiliśmy gdzieś za plecami. Jak się zorientowaliśmy gdzie jesteśmy, to już nie było sensu wracać. Atakujemy PK 17. Dosyć łatwo znaleźliśmy ten punkt, na który trzeba było wdrapać się wraz z rowerem. Nawet udało się podjechać do końca. Zjazd nam nie wychodzi. Zamiast na północ jedziemy an południe. Nawrotka i jedziemy w kierunku PK 14.

10. PK 14 (628:29 min) – pole biwakowe.
Powoli robi się krucho z czasem. Atakujemy PK 14, który okazał się szybki i łatwy nawigacyjnie. Miały być jakieś kiełbaski, ale już nic nie zostało.

11. PK 11 (674:11 min) – parking leśny
Z braku czasu opuszamy PK 8. Lecimy szybko do jedenastki. Na szczęście jest twardo i szybko. Punkt zdobyty szybko i łatwo.

Niewe liczy jeszcze na PK 7, ale opuszamy i kierujemy się na metę. Jesteśmy 10 minut przed czasem. UFF w końcu koniec. Ujechani jak konie po westernie robimy małe zakupy na rynku i udajemy się do hotelu.

Wynik nienajgorszy, ale liczyliśmy chyba na więcej punktów. Jeden z celów jednak został osiągnięty – przejechanie 200 km co nam się udało dosłownie o włos (w żaden sposób nie było to wyreżyserowane ;). Dodam, że pobiłem swoją życiówkę i musiałem zrobić nowa kategorię na BS (>200). Teraz zaczynamy już odliczanie do wiosennego 41 Harpa.
Kategoria >100, >200, zawody


Dane wyjazdu:
109.36 km 60.00 km teren
04:54 h 22.32 km/h:
Maks. pr.:45.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Łomianki - Epilog Mazovii

Niedziela, 3 października 2010 · dodano: 04.10.2010 | Komentarze 1

Niewe namówił mnie na Epilog. Pogoda za oknem jak drut to żal nie pojeździć sobie. Zarejestrowałem się w sobotę. W niedzielę z rana na kołach do Łomianek. Oczywiście przez budowę mostu północnego dojazd utrudniony. Na miejscu zdziwko. Myślałem, że start będzie przy słynnym Małym Białym Domku, a tu na drugim końcu drogi, pod samą trasą gdańską. Miałem sporo czasu, więc podjechałem jeszcze do biura zawodów po szybkozłączki do numeru (jak nigdy nie wziąłem swoich). Jednak skucha - nie ma. No i co dalej. Jednak obok leżało jakieś puedełko ze znalezionymi numerami na plecy i tam był agrafki. Buchnąłem szybko 3 sztuki i zainstalowałem numer jak trzeba. W sektorze spotykam Niewe. Starujemy razem, bo połączyli nasze sektory. Początek szybki i trochę za szybki jak dla mnie. Niewe poleciał pierwszy, ale po jakimś czasie dogoniłem go.
singiel © Goro

Jednak nie odpuścił i gdzie w drodze na Rostokę wyprzedził mnie. Długo miałem go w zasięgu wzroku, ale ukształtowanie terenu i singiel nie pozwoliły na odrobienie straty. W Rostoce lekki kryzys. Dupę mi wytrzęsło i trochę się zmęczyłem tymi interwałami. Jednak po kilku prostszych odcinkach i uzupełnieniu płynów moc wórciła. Na wertepach przed Truskawiem zacząłem wyprzedać. Zaraz za Truskawiem zobaczyłem Niewe i już go nie spóściłem z oczu. Wyprzedziłem go ok 10 km przed metą. Chwile jedziemy razem, łapiemy się nawet w jakiś pociąg, który przez chwile prowadziła kobitka - ale wstyd ;) Dalej już prosto do mety. Przed meta odwracam się, ale jestem sam.
Łomianki © Goro

Bezpiecznie mijam finish. Niewe za mną kilkanascie sekund. Nie ukrywam, że poczułem te ściganie w nogach. Potem popas w biurze zawodów i piwko w pizzeri. Do domu lekko na kołach. Jestem zadowolony z mile spędzonego dnia i zakończenia sezony wyścigowego. Teraz przed nami jeszcze jesiennny Harpagan.
Kategoria >100, zawody


Dane wyjazdu:
64.53 km 60.00 km teren
03:07 h 20.70 km/h:
Maks. pr.:47.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

3 x M (Maraton Mazovia Mława)

Niedziela, 22 sierpnia 2010 · dodano: 23.08.2010 | Komentarze 0

Do Mławy jadę z Niewe. Umówiliśmy się w NDM, gdzie pakujemy się do jednego auta. Trasa szybko idzie i na miejscu jesteśmy dużo przed czasem. Niewe zapomniał numeru startowego, więc w pierwszej kolejności idziemy do biura zawodów po duplikat. Potem przebranie, szykowanie sprzętu, przekąski. Ruszamy na rozgrzewkę. Jedziemy poczatek trasy, zobaczyć co w trawie piszczy. Potem ustawka w sektorach. Tym razem Niewe goni. Po starcie jadę swoje. Nie czuję maksymalnej siły, ale powoli wyprzedzam. Pierwszy bufet mijam. Nie czuję głodu, mam picie. Trasa chyba identyczna jak w zeszłym roku. Dwa kółka wokół Zalewu i dalej w las. Ok 40 km gubię trase z kilkoma zawodniakmi. Nagle wszyscy stają i baranieją. Droga w lewo, droga w prawo. Są oznaczenia, ale w przeciwnym kierunku. Wracam z dwoma zawodnikami tą droga co przyjechaliśmy. Po chwili widać prawidłową trasę maratonu. W tym miejscu straciłem kilka minut i teraz wizdzę, że nadrobiłem ok. 2-3 km. Potem był mały kryzys i wyczekiwanie drugiego bufetu, który był dopiero na 7 km przed metą. Biorę żelka i napój i dojeżdżam do mety. Niewe wpada kilka minut po mnie. Udało się utrzymać 5 sektor i uciec Niewe na 3 minuty. W Pułtusku jedziemy razem z 5 sektora ;) Po maratonie pakujemy rowery do samochodu i idziemy chwile plażować nad Zalew. Kąpiel dobrze robi w taki upał i pozwala zmyc cały kurz. Potem szybki powrót do domu.
Podsumowując: trasa wymagająca i dająca w kośc. Na szczęscie udało się w miarę szybko przejechać. Kolejny maraton Pułtusk.
Kategoria zawody


stat4u